Ile osób odwiedziło bloga? ♥

czwartek, 15 marca 2012

Rozdział 1. ♥

- Dzieciaki, czy wszystko dobrze? - spytała z troską w głosie Emma - moja ciotka. - Może pomóc wam wnieść bagaże na górę?
Cała Emma... Chociaż miała własne problemy, dodawała sobie jeszcze problem z dzieciakami, z którymi nie widziała się od dawna. W ogóle się nie kontaktowała. Mimo to była kochana. Zawsze, kiedy do niej się przyjeżdżało, dbała o nas, jak o własne dzieci. Zawsze to w niej uwielbiałam.
- Nie, dziękuję Emmo. Poradzę sobie. - obdarzyłam ją wymuszonym uśmiechem, ale chyba tego nie zauważyła. Nie pojawiła się na jej czole ani jedna zmarszczka oznaczająca zmartwienie. Ucieszona moją udaną grą aktorską wzięłam bagaż w ręce i poszłam na górę. Andrew nie poszedł w moje ślady. Zaraz po tym, jak Emma obdarzyła mnie swoją troską, on zobowiązał się do tego, że zapisze mnie do szkoły. Nie musiał tego robić. To nie należało do jego obowiązków, ale po tym wszystkim nie miałam zamiaru mu nic nie mówić, bo nie chciałam go denerwować. Nie widziałam w powiedzeniu mu, że nie musi się obarczać takimi zadaniami nic złego, ale nigdy nic nie wiadomo. 
Od razu zaczęłam się rozpakowywać. Nie chciałam się zadręczać myślami, więc wszytko robiłam bardzo dokładnie. Chciałam zapewnić sobie zajęcie aż do obiadu i udało się. 
Już jutro miałam pójść do nowej szkoły. Z tym nie miałam problemu, tak samo, jak z miastem. Znałam je aż za dobrze. Chociaż nie widziałam się z Emmą jakiś czas, a dokładniej rok, to nie udało mi się zapomnieć, co gdzie się tu mieści. Nikt nie musiał mnie również oprowadzać po szkole, bo jak w wakacje przyjeżdżaliśmy tutaj w odwiedziny, to zdążyłam się zaprzyjaźnić z pewną dziewczynką w moim wieku. Tylko jak ona miała na imię? Cóż... Tego niestety nie pamiętam, ale mogę przed nią udawać, że w ogóle jej nie pamiętam, chociaż wątpię, że ją rozpoznam. Nie miałam zwykle dobrej pamięci do twarzy osób, które nic konkretnego nie wniosły do mojego życia. Wtedy ta dziewczynka za dużo nie wniosła, poza swoją przyjaźnią, ale niestety ludzie się zmieniają. Nie mam co liczyć na to, że rozpoznam w jakiejś obcej dziewczynie tej przyjaznej osobowości.
Kończyłam już się rozpakowywać. Została mi tylko jedna rzecz do wyjęcia.
Ostrożnie wyjęłam z torby ramkę ze zdjęciem. Była na nim moja rodzina w komplecie. 
Zaczęłam znowu myśleć nad tym wszystkim, co mnie spotkało w takim krótkim czasie. Za dużo tego nie było, ale to jedno wydarzenie zmieniło na zawsze pogodną brunetkę o kruczoczarnym spojrzeniu. Bezpowrotnie. Ale miałam jednak w głębi serca nadzieję, że ona jednak wróci. 
Podeszłam do okna z ramką w ręce. Nie mogłam oderwać od zdjęcia w niej zamieszczonej wzroku. Nie, dopóki nie zorientowałam się, że skapnęła na nią jedna łza. Zaraz potem druga. Nie miałam pojęcia, że płaczę, dopóki nie zauważyłam, że ramka zaczyna być mokra. Nie mogąc już dłużej na to patrzeć oparłam rękę z ramką o parapet i dalej łkałam w ciszy. Z tego stanu wyrwał mnie mój brat.
- Rose...
Nie odpowiedziałam mu. Nawet na niego nie spojrzałam. Nie mogłam. Po prostu nie mogłam ani nie chciałam, aby zobaczył moje łzy, chociaż doskonale wiedział, co się ze mną teraz dzieje. 
Bardzo dobrze wiedząc, że nie jestem w stanie nic zrobić podszedł do mnie i jedną ręką objął mnie za ramię delikatnie przyciskając do siebie.
- Pproszę.. obudź mnie z tego ko.. koszmaru.. - wykrztusiłam z siebie przez łzy. - Uszczy... pnij mnie.. Proszę...
Teraz on nic nie powiedział. Nie warto było. Żadne słowa nie zdołały mnie wyrwać ze stanu, w którym się teraz znajdywałam, i z którego nie wyjdę przez długi czas... Przyciągną mnie jedynie mocniej do siebie i głęboko westchnął. 
- Wszystko będzie dobrze... obiecuję. - wyszeptał ledwie usłyszalnie. To nie było do mnie, ale i tak skinęłam głową.
Nawet gdy wyszedł z mojego nowego pokoju, ja nie przestałam płakać. Musiałam sobie w końcu ulżyć. Tamta noc była najgorszą w moim życiu, więc łkanie, to było najlepsze, co mogłam w tej chwili zrobić. Następny krok: Wziąć się w garść.
Poszłam do łazienki na naszym piętrze obmyć twarz, a następnie na dół po schodach na obiad. Zagryzając wargi dotarłam na miejsce i powoli zabrałam się do jedzenia. 
Przez ten rok zdążyłam zapomnieć, jak Emma cudownie gotuje. Mogłaby to robić do gotowania, ale wolała zajmować się domem. Bardzo to lubiła. Kiedyś, kiedy się denerwowała na mnie i na brata za to, że zbiliśmy jej wazon - ona z ustami wykrzywionymi w uśmiechu brała się od razu do sprzątania. Kiedy byliśmy głodni - ona gotowała nam to, co nam się żywnie podobało. Oczywiście pod warunkiem, że ma w domu składniki, ale nawet to nie było problemem, bo zawsze byliśmy dość skromni. Kiedy byliśmy u niej nocować w prawie każde wakacje, to gdy bawiliśmy się na dworze, ona zajmowała się ogrodem. Dzięki swoim upodobaniom miała piękny dom. Jak z bajki, a nawet lepszy. Zawsze lubiłam do niej przyjeżdżać, bo u niej zawsze czułam się jak mała księżniczka, a Andrew był moim giermkiem, lub czasami nawet koniem.
O takich latach teraz mogę tylko pomarzyć, ale na szczęście to mi nie sprawiało bólu. Marzenia są dla mnie dobrą rzeczą. Zawsze przed snem pomagały mi zapomnieć o lęku przed sprawdzianem, lub lekcją z wiecznie niezadowolonym nauczycielem języka angielskiego.

Dzień minął bardzo szybko. Za oknem nie było widać nic, poza światłami latarni. Postanowiłam posiedzieć na laptopie, który dostałam od rodziców na moje ostatnie urodziny spędzone z nimi, a zaraz potem iść spać ze słuchawkami w uszach i odejść w krainę marzeń...

- Rose, obudź się, bo spóźnisz się już pierwszego dnia do szkoły. - ktoś delikatnie szturchał mnie w ramię. To była Emma. 
Od razu ją posłuchałam i szybko, choć na początku trochę zszokowana, podreptałam do szafy po ubrania, do łazienki przyszykować się i takie tam.
Wyszykowana wyszłam szybko z domu, by uniknąć troskliwej Emmy lub Andrew, którzy chętni byliby mnie podwieźć. Dla zdrowia wolałam pójść z buta. W końcu to nie było wcale tak daleko.
Moja nowa szkoła..., pomyślałam, gdy tylko doszłam do murów szkoły średniej.
Muszę w końcu przełamać te pierwsze lody.. Później będzie już z górki.
Szłam jak zwykle powoli. Marzyłam tylko o powrocie do domu i zaszyciu się w moim pokoju. Do domu... Trochę dziwnie było mi teraz myśleć o domu, w którym mieszkają teraz tylko Andrew, Emma i Phil - mąż Emmy, jako m o i m domu. Było to dla mnie dziwne, ale nie na tyle, żebym się do tego szybko nie przyzwyczaiła. Trochę to potrwa, ale w końcu się przystosuję.
Gdy przekroczyłam próg szkoły zadzwonił dzwonek. Nie wiedziałam co gorsze: Wejść do sali razem ze wszystkimi, czy wejść spóźniona parę sekund i czuć na sobie spojrzenia całej klasy. Pierwsza opcja bardziej mi odpowiadała. Przyśpieszyłam na kroku. Wręcz biegłam, ale i tym sposobem niepotrzebnie zwróciłam na siebie uwagę. Nauczyciela jeszcze nie było, a ja byłam jedyną osobą, która odbiegała od reszty. Świetnie, pomyślałam. Właśnie temu chciałam zapobiec. 
Poszłam w stronę pierwszej wolnej ławki. Chciałam znaleźć się jak najbardziej na tyłach, ale było jedynie wolne miejsce w rzędzie wysuniętym bardziej pod okno mniej więcej po środku. Usiadłam tam stawiając torbę z lekkim hukiem na ziemi i starałam się odbiec myślami jak najdalej stąd. 
Niestety nie było to do końca możliwe. Ledwie zaczęłam myśleć o byle czym, a z próby wpadnięcia w trans wyciągnęła mnie ruda, średniego wzrostu dziewczyna. 
- Hej, jesteś tu nowa, co? - odezwała się dziewczyna, a ja mimowolnie spojrzałam jej w oczy. Miała oczy koloru głębokiego błękitu. Były strasznie przenikliwe, ale mimo to miło się w nie patrzyło. Uspokajało to... a przynajmniej mnie.
- A wyglądam, jakbym była stąd? - zażartowałam z nadzieją, że zrozumie moje suche teksty. Wspomogłam się miłym uśmiechem, który dziewczyna na szczęście odwzajemniła.
- Nie, - przeciągnęła słowo przez śmiech. - ale wydajesz mi się dziwnie znajoma.. Czy my się gdzieś nie widziałyśmy?
- Nie wiem, kiedyś często bywałam w tym mieście.
- Hm... - zamyśliła się. - Jesteś rodziną Emmy?
- Ee... tak. Znasz ją? - zamurowała mnie trochę tym pytaniem, ale starałam się tego nie okazywać.
- To w takim razie musiałyśmy się kiedyś bardzo dobrze bawić. Nigdy nie zdarzyło mi się skojarzyć jakiejś nudnawej osoby. Jestem Shanon. - wyciągnęła rękę w moją stronę.
- Rose. - odpowiedziałam i chwyciłam ją za rękę. W tej samej chwili stało się coś dziwnego. Przed oczami stanął mi obraz. Czułam się przez chwilę, jakbym śniła, ale to było zbyt realne.
Widziałam dwie małe dziewczynki. Bawiły się beztrosko w pobliskim parku w Reno. Ganiały radośnie za małym pieskiem.
- Rose, przestań ganiać tego pieska, bo ja cię złapię! - zaśmiała się ruda dziewczynka z uroczymi loczkami i pobiegła za małą brunetką.
Dziewczyna o krótkich brązowych prostych włosach zatrzymała gonitwę za szczeniaczkiem zdezorientowana i odwróciła się, by poszukać wzrokiem swoją rozmówczynię. Gdy ją znalazła zaśmiała się i zaczęła biec do tyłu. Zanim dziewczyna z loczkami zdążyła dogonić drugą, było słychać przeraźliwy pisk. To brunetka się przewróciła. Dziewczynka imieniem Shanon widząc to szybko przyśpieszyła. Małej Rose płynęły po policzkach łzy. Spojrzała na swój łokieć i wybuchnęła donośniejszym płaczem. Shanon podbiegła do niej i ją mocno objęła. 
- Rose, nic ci nie jest? Rose? Rose!
Wybudziłam się cała zszokowana. Ostatnie zdanie nie było wypowiadane w moim "śnie", tylko to było na prawdę. A co do snu, był dziwny... Tam byłam ja i Shanon... Czy to możliwe, że tak nagle tak odległe wspomnienia powróciły?
- Rose..? - potrząsnęła mną Shanon. Spojrzałam z powrotem na nią. Patrząc ponownie w jej uspakajające oczy dostrzegłam kątem oka, że za moją "nową" koleżanką stoi, a raczej siedzi na ławce za nią chłopak. Gdy weszłam do sali nie widziałam go. Musiał wejść podczas mojego przedziwnego snu.
- Co ci się stało? Wydawałaś się... nieobecna. - powiedziała z troską w głosie Shanon.
- N... nie, nic... - powiedziałam i odruchowo spojrzałam znowu na tego chłopaka. Już się nie patrzył. Na szczęście... Nie lubiłam zwracać na siebie większej uwagi. W ogóle tego nie lubiłam. Po chwili sobie coś uświadomiłam... Przecież Shanon darła się do mnie, jakbym była nieprzytomną ofiarą wypadku! Od razu się rozejrzałam po sali. Uff, pomyślałam. Nikt się na mnie nie patrzy. Przelatując wzrokiem po każdym w sali nie zauważyłam nawet tego chłopaka. Dziwne, może mi się zdawało, pomyślałam.
- Shanon...? - spytałam, usiłując zadać pewne pytanie.
- Hm?
- Kim był ten chłopak, no... Ten wysoki brunet, duże mięśnie, i w ogóle...? - od razu, gdy zapytałam to pytanie spaliłam się ze wstydu. Co mogła ona sobie pomyśleć?
- Ah.. To Ryan... Jeśli masz ochotę do niego zagadać.. czy coś... to lepiej uważaj, co mówisz. Ostatnio bardzo się zmienił. Naskoczył na mnie, jak tylko spytałam się go, czy da mi spisać pracę domową. - uśmiechnęła się sztucznie, ale przez chwilę, bo zaraz potem odwróciła głowę w stronę drzwi. Zaciekawiona też spojrzałam w tamtą stronę, ale nie byłam uradowana tym widokiem. Nauczyciel przyszedł, co oznaczało koniec wolności...

4 komentarze:

  1. Świetny rozdział, ten nowy nagłówek jest świetny! Czekam na nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak na razie podoba mi się :D. Czekam na następny ;).

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow dziewczyno, ale ty masz wyobraźnie! Ja też taką chce! Poważnie. Piszesz naprawdę bardzo ładnie, świetnie i w ogóle ;*
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam nadzieję, że kiedyś wydasz książkę ;) Naprawdę, masz talent.

    OdpowiedzUsuń